Szymon Słupnik po indyjsku
„Zadyma w dzikim sadzie" Kiran Desai to współczesna indyjska wersja Szymona Słupnika, którego miejsce zajmuje tutaj zagubiony, według rodziny i reszty otoczenia, nierozgarnięty nieudacznik - Sampatha, co się tłumaczy, o ironio losu!, „szczęśliwy los".
Historia Sampathy od jego narodzin do wejścia na drzewo, a następnie cudownego zniknięcia opleciona została przez autorkę egzotyczną fabułą naszpikowaną satyrą fałszywego ascetyzmu, szaleństwem bohaterów poszukujących sensu własnego życia, opisami potraw, strojów, krajobrazów wypełnionych zapachami, kolorami i dźwiękami rodem z dalekich Indii. Wreszcie w duchową ścieżkę Sampathy wplecione zostały wszelkiego rodzaju konflikty, niesnanski i kłótnie rodzinne, polityczne i religijne, którymi okazało się być przepełnione miasteczko Szahkot, a które wywołane zostały na powierzchnię przez spokojną osobę Baby.
To, co decyduje o sile przyciągania powieści Desai, to nie sama fabuła, którą przecież na tak wiele sposobów przerabiała już światowa literatura, nie śmieszność historii chłopaka, który, chcąc uciec od zgiełku, osaczenia przez kulturę i rodzinne oczekiwania, wpadł w jeszcze szczelniej zamkniętą klatkę własnej, nieoczekiwanej sławy duchowego przewodnika. W powieści Desai przyciąga pióro autorki, jej umiejętność budowania napięcia, plastyczne i niezwykle bogate opisy widoków, jak i drobnych szczegółów, wreszcie umiejętność przekazania piękna i złożoności indyjskiej kultury czytelnikowi z zachodniej cywilizacji przy równoczesnym dystansie do własnych korzeni i tradycji.
„Zadyma..." jest poza tym książką o kilku dnach. Można ją odczytać na wiele różnych sposobów, wyciągając z niej to, co jest ważne dla nas w danej chwili. Dla mnie szczególnie ważne było przesłanie o tym, jak bardzo świat nie pozwala nam być sobą, jak bardzo przeszkadzają mu nasze mniejsze czy większe dziwactwa, szaleństwa, odchylenia od normy. Jak próbuje je w nas stłamsić, wprowadzić nas na ścieżkę normalności za wszelką cenę, a kiedy mu się to nie udaje, wtedy odwraca kota do góry ogonem i zbija interes na naszej inności, okrzykując ją duchowym objawieniem, najnowszym trendem czy czym tam jeszcze. Cóż zatem? Ano nic, polecam lekturę „Zadymy..." wszystkim Polakom, bo doskonale wplata się w nasze polityczno-narodowe obyczaje.
Recenzent: Katarzyna Bereta
Nieudacznik Sampath Chawla zrezygnował z kariery. Po wielu próbach ułożenia sobie statecznego życia, pewnego dnia stwierdził, że to zdecydowanie nie jego droga. Wszedł na drzewo i postanowił już z niego nie schodzić. Rodzina szybko wykorzystała wyskok Sampatha: Kulfi rozwijała swoje szalone talenty kucharskie, przygotowując synowi coraz to bardziej wymyślne potrawy, ojciec postanowił spieniężyć dziwactwo syna - ogłaszając go prorokiem, siostra - zakochała się w najbardziej niewłaściwym dla siebie chłopaku. Popularność Sampatha rozsławiła spokojne niegdyś miasteczko Shahkot. Ściągnęła też tłumy zwariowanych małp, wyraźnie bardziej uzależnionych od alkoholu niż od słów głoszonego proroctwa... Zadyma w dzikim sadzie to wielka, egzotyczna zabawa. To książka, dzięki której Kiran Desai zaistniała w świecie literackim, zdobywając uznanie krytyki i ciepłe przyjęcie czytelników. Salman Rushdie uznał Desai za jedną z najlepiej rokujących, najwybitniejszych autorek młodego pokolenia. Dziewięć lat po ukazaniu się Zadymy... autorka została laureatką Man Booker Prize za Brzemię rzeczy utraconych.