Zamień chemię na jedzenie
„Każdy kij ma dwa końce"- tak mówi stare przysłowie, które odnajduję się w wielu sytuacjach. Rzadko się zdarza, aby coś było w pełni dobre albo całkowicie złe. To samo tyczy się postępu technologicznego, który pędzi z zawrotną szybkością. Wiadomo, że większość z nas cieszy się z nowoczesnych wynalazków. W końcu niejednokrotnie ułatwiają nam życie.Smartfony, laptopy czy kuchenki mikrofalowe, to coś naturalnego i wręcz niezbędnego. Czasami jednak brakuje nam wyobraźni. Próbujemy nie zauważać skutków, jakie na nasze zdrowie mają niektóre urządzenia, czy chemikalia. Myślimy sobie, że to dobrze, gdy możemy zjeść przez cały rok dorodne truskawki albo czerwone, ogromne jabłka.
Niestety prawda jest zupełnie inna. Nie wszystko, co nowoczesne jest dobre i korzystne dla nas. Już możemy odczuć skutki nadmiaru chemii i korzystanie z nieodpowiednich sprzętów. Przez to z roku na rok wzrasta liczba chorych na raka, miażdżycę czy choroby układu oddechowego.
Julita Bator, po niekończącej się telenoweli z chorymi dziećmi i antybiotykami w roli głównej, postanowiła uważniej przyglądać się etykietom produktów spożywczych. Od lekarzy słyszała, że dzieci są po prostu chorowite, a reagowanie wysypką na niektóre wyroby jest czymś zwyczajnym. Autorka po wielu śledztwach doszła do wniosku, że to wina chemii zawartej w żywności spożywanej przez nią samą i jej rodzinę. Dlatego postanowiła wyruszyć na wojnę z różnego rodzaju dodatkami, które z pozoru wydają się nieszkodliwe, ale potrafią ukrócić życie.
W wyniku obserwacji i rosnącego doświadczenia Julita Bator postanowiła podzielić się swoimi spostrzeżeniami i ostrzec przed nadmiernym zaufaniem dla producentów.
Przyznam szczerze, że nie mam tak radykalnych poglądów, jak autorka „Zamień chemię na jedzenie". Być może to trochę naiwne, ale twierdzę, że we wszystkim trzeba zachować zdrowy rozsądek i należy znaleźć swój złoty środek. Wszystko jest dla ludzi, ale z umiarem.
Dlatego czasem trochę sceptycznie podchodziłam do tego, co przeczytałam w tej książce. Jednak nie da się ukryć, że niektóre informacje mnie przeraziły i już zawsze będę mieć wyrzuty sumienia przed zabraniem ketchupu.
Niezwykle przejrzyście i w bardzo przystępny sposób zostały przedstawione przypisy. Każdy zrozumie czym są nitrozoaminy lub ksylitol. Książka jest idealna dla kogoś, kto chce się czegoś dowiedzieć na temat zdrowego żywienia i nie zna się tym w ogóle. Ucieszyłam się, że Bator nie jest nachalna, po prostu informuje, podaje argumenty i wyjaśnia. Sama przyznaje, że czasami zdarza się jej zjeść coś niezdrowego, ale dzieje się to sporadycznie. Zawsze szuka alternatywę dla przetworzonej żywności.
Autorka, przy okazji wygłaszania i argumentowania minusów spożywania modyfikowanej żywności, daje nam również możliwość zmiany dotychczasowego stylu życia. Przy odpowiednich rozdziałach znajdują się przepisy, np. na żółty ser. Na pewno ciekawym przeżyciem byłoby samodzielne zrobienie tego produktu i porównanie z tym ze sklepu.
Przyznam, że czytając tą książkę bardzo spodobała mi się perspektywa slow life. Spotkałam się z tym terminem już wcześniej i to naprawdę brzmi bardzo, jak Arkadia. Choć autorka skupiła się bardziej na kwestii slow food (co już niekoniecznie jest mi po drodze), to jest to bardzo kuszące, choć dla zapracowanej studentki, niekoniecznie.
Julita Bator podjęła bardzo aktualny oraz ważny temat. Ludzie coraz bardziej, na całym świecie, zdają sobie sprawę z tego, że zaczynamy wpadać w pułapkę, jaką stwarzają niektóre odkrycia. Chcemy przeciwstawiać się genetycznie zmodyfikowanej żywności, która przysparza nam więcej szkód, niż korzyści.
Zaczynamy walczyć z niewiedzą i chcemy mieć wpływ na to, co jemy i jaki to ma wpływ na nasze życie oraz zdrowie.
Polecam tą książkę wszystkim tym, którzy jeszcze się wahają oraz tym, którzy już się zdecydowali, ale nie wiedzą od czego zacząć swoją żywieniową metamorfozę.
Ja chyba jeszcze nie jestem gotowana na to, aby poświęcić się temu w całości. Chipsy i cola zostały już dawno wyeliminowane z mojej diety, jeśli chodzi o fast foody, to raz na pół roku skuszę się na coś z ich asortymentu. Na razie postaram się tylko mniej korzystać z mikrofalówki. Niemniej jednak cieszę się, że przeczytałam książkę na temat zdrowego odżywiania, bo mając wybór między niektórymi produktami przypomnę sobie, czego się dowiedziałam i mam nadzieję dokonam odpowiedniego wyboru. Tak żebym w przyszłości nie żałowała tego, że nie zadbałam o swoje zdrowie.
Recenzent: Natalia Książkoholiczka
Pierwsza książka o tym, jak jeść bez chemii i nie zbankrutować
Książka, która nie zawiera chemii ani polepszaczy smaku!
Co to znaczy zdrowo się odżywiać? Zacznij od unikania chemicznych dodatków. Nie tylko nie są potrzebne, one szkodzą! Jednego czekoladowego batona można przegryźć bez obaw, ale rozmaite barwniki, słodziki, wzmacniacze smaku i aromaty zjedzone także w płatkach śniadaniowych, w domowej(!) zupie czy lodach sumują się. I rujnują twoje zdrowie. Są przyczyną alergii, niestrawności, złego samopoczucia, a być może także zespołu ADHD.
Niewiele przeprowadzono rzetelnych badań dotyczących sztucznych dodatków do żywności. Julita Bator weryfikuje dane od producentów. Ponieważ dzieci autorki wykazują silną alergię na „polepszacze” i konserwanty musiała zmienić styl odżywiania się i życia całej rodziny. Od czterech lat próbuje, nie wydając dużych sum na kupowanie wyłącznie ekologicznych produktów, żyć bez „chemii”. Jej książka może być dla nas przewodnikiem po kuchni, która pachnie tak, jak jedzenie pamiętane z naszego dzieciństwa.
W dwudziestu rozdziałach udziela porad, jak unikać szkodliwej żywności, ale także jakie naczynia stosować w kuchni, jak przemycać wartościowe produkty w potrawach. Podaje 81 przepisów, które przywracają polskiej kuchni dawną, utraconą przed laty świetność.
Polecamy unikatowy fartuch inspirowany książką „Zamień chemię na jedzenie”!
Proste przepisy na jedzenie bez chemii!