Przeczytajcie fragment nowej powieści Doroty Gąsiorowskiej
Dorota Gąsiorowska, mistrzyni literatury obyczajowej, która historią Łucji podbiła serca czytelniczek w całym kraju powraca z nową powieścią. W "Primabalerinie" jest wszystko, czego potrzebujesz: piękny Lwów, długo skrywana historia rodzinna i płomienny romans.
Przeczytajcie fragment!
Dwie godziny później przesuwały się obie po suchej ścieżce, co chwilę nadeptując na drobne, zeschnięte igliwie.
Irma tego dnia była pełna wigoru. Po dziesięciu minutach marszu nabrała na twarzy rumieńców, a jej oczy pojaśniały. Cały czas szła przodem. Nina posuwała się dwa kroki za nią. W pewnym momencie starsza pani nagle się zatrzymała i odwróciła do niej.
- Nino, powiedz mi, czy ty kiedykolwiek tęskniłaś za kimś tak mocno, że serce omal nie spaliło się w twojej piersi od takiego zasmucenia? - Oczy Irmy były jeszcze jaśniejsze niż przed momentem.
- Nie wiem - odpowiedziała Nina.
Całe życie za czymś tęskniła, ale do końca nie wiedziała za czym. Właściwie najbardziej pragnęła poznać swoją tożsamość. Marzyła, by mieć przy sobie cokolwiek, nawet niewielką, niepozorną rzecz, która świadczyłaby o jej pochodzeniu. Niestety, jedynym przedmiotem, nieustannie towarzyszącym jej w życiu, była nieduża, kwadratowa chusta, wykończona bieluteńką, mimo upływu lat, koronką. W jednym z jej rogów, obok imienia „Nina", wyhaftowano niewielkiego fioletowego motyla. Dzięki temu przynajmniej znała swoje imię. Pewnie dlatego tak je lubiła. Nazwisko nadano jej z urzędu. Typowe polskie: Nowak. Nie zastanawiała się nad jego brzmieniem. Przedstawiała się zawsze w ten sposób, że głośniej wymawiała tylko imię. Rząd kolejnych liter wydawał się wtedy mało znaczący. To zawsze działało. Jej rozmówcy od razu zapamiętywali właśnie imię. Tylko w urzędzie była: Nowak, w dowodzie i paszporcie. Czuła, że mogłaby nosić jakiekolwiek inne nazwisko, a i tak nie miałoby to dla niej większego znaczenia.
- Jeżeli mówisz, że nie wiesz, to znaczy, że tęskniłaś - skwitowała krótko Irma.
Potem odwróciła się i zaczęła iść do przodu, starając się przesuwać samym środkiem ścieżki. Podnosiła tak dokładnie swoje bardzo szczupłe nogi, jakby chciała ominąć jakieś przeszkody, których i tak tam nie było. Z boku wyglądała jak baletnica ćwicząca mozolnie pas marché. Tylko miejsce było nieodpowiednie, a i ona baletową przeszłość i lata rygoru ćwiczeń miała dawno za sobą.
Nina nie od razu ruszyła za nią. Początkowo stała i patrzyła, jak sylwetka staruszki oddala się od niej. W pewnym momencie nawet się uśmiechnęła, obserwując precyzyjne, komiczne ruchy Irmy. Spostrzegła jednak, że starsza pani nie zamierza ustawać w wędrówce, więc ruszyła w ślad za nią.
Kiedy Nina doszła do znajomej polany, Irma siedziała na zwalonym drzewie. Jej nogi luźno zwisały, kołysząc się na boki. Staruszka wspięła się na najwyższy punkt pnia, wspierający się na grubych konarach, które jeszcze nie zdążyły się rozłożyć.
Nina usiadła dwa metry dalej, w niższej partii zwalonego drzewa. Nie miała ochoty wchodzić wyżej. Zastanawiała ją tylko wyjątkowa witalność Irmy. Starsza pani, jak na swoje lata, była bardzo sprawna. Nigdy nie narzekała na bóle w kończynach i łamanie w kręgosłupie. Miała swoje starcze przyzwyczajenia, wiecznie zmarznięte stopy, ale jej starość w zasadzie przebiegała bez większych wzlotów i upadków, stabilnie i bezproblemowo.
Czasami jednak, właśnie w takich chwilach jak ta, żywotność Irmy zadziwiała Ninę. Nie miała na nią konkretnego wytłumaczenia. Irma była inna niż pozostali mieszkańcy ośrodka. Widać było, że starsza pani ma własny świat, którym nie chciała dzielić się z innymi.
- Nino, jeśli nie chcesz, nie musisz nic mówić o sobie. - Irma uniosła w górę prawą nogę. Zaraz potem jednak oparła ją o wystającą hubę. - Ja jednak chcę powiedzieć ci coś o mnie.
Nina z ciekawością zerknęła w stronę starszej pani. Nigdy wcześniej nie usłyszała z jej ust podobnych słów. Nigdy wcześniej Irma nie patrzyła na nią w taki sposób. Nina uśmiechnęła się do niej, chcąc dodać jej odwagi. Gdzieś w głębi przeczuwała, że to, co starsza pani ma jej do opowiedzenia, wcale nie będzie miłą historyjką, ale raczej próbą zmierzenia się z przeszłością.
- Jak przyjdzie odpowiedni czas, to ty też będziesz chciała mówić. Mnie wtedy z tobą prawdopodobnie nie będzie. - Irma popatrzyła na szpiczaste, zielone igły sosen.
- Pani Irmo... - Nina zaczęła nieśmiało, ale Irma tylko przyłożyła palec do ust.
- Nic nie mów, kochana. Popatrz na mnie. - Irma wyciągnęła przed siebie swoje bardzo szczupłe ręce. - Jestem stara, nawet bardzo stara. I tak zawdzięczam losowi, że oszczędził łaskawie moje zużyte ciało, a i mój umysł jak dotąd pracuje nienagannie. Wiesz, gdy byłam bardzo młoda, to starość kojarzyła mi się tylko z chorobą, smutkiem i zimnem. Teraz wiem, że nie zawsze tak musi być. To od nas zależy, jaka będzie. Kochana, nasze zdrowie to wyłącznie nasza sprawa. Zbyt często oddajemy się w ręce lekarzy. Nie mówię o przypadkach, kiedy pomoc medyczna jest jedyną deską ratunku, ale o zwykłych dolegliwościach, które ludzie często sobie wymyślają. - Irma uważniej przyjrzała się Ninie. - Wiesz co, Ninoczka? Ludzie lubią się nad sobą użalać. Uwielbiają ustawiać się w roli ofiary, a choroba jest idealną wymówką. - Starsza pani nie spuszczała oczu z Niny.
- Mam rozumieć, że pani nigdy nie była ofiarą? - Nina nie wytrzymała nacisku jej spojrzenia i postanowiła się odezwać.
Irma roześmiała się dość głośno, ale łagodnie.
- Nie, nie byłam ofiarą. Tak mi się wydaje. Kiedyś chyba próbowałam nią być, ale od razu zauważyłam, że z takiego zachowania więcej jest nieprzyjemności. Nie znosiłam tego, gdy ktoś zbyt długo głaskał mnie po głowie. - Nagle przerwała. - Ty też taka jesteś, dlatego tak dobrze się dogadujemy. Nie lubisz, jak ktoś nad tobą płacze. - Widać było, że Irma starała się do Niny przybliżyć, ale nagle zrezygnowała, jakby zabrakło jej siły.