Ameryka Łacińska wymyka się stereotypom
Maria Hawranek i Szymon Opryszek spędzili w Ameryce Południowej ponad rok, przejechali tysiące kilometrów, rozmawiali z właścicielami i pracownikami nielegalnych kopalni złota, policjantami, księżmi, ludźmi mieszkającymi w małych, zapomnianych wioskach. Powstał zbiór reportaży, który pokazuje obraz mniej znanej Ameryki.
- Skąd u Was fascynacja Ameryką Łacińską?
Maria: - Gdy się spotkaliśmy, okazało się, że każde z nas chciało pojechać do Ameryki Łacińskiej, ale z innych powodów. Studiowałam filologię hiszpańską i przez całe studia marzyłam, by polecieć do Ameryki. Czułam, że ludzie tam będą mi bliscy kulturowo, że będę się tam dobrze czuła.
Szymon: Dużo czasu spędziłem w Afryce, ale to Ameryka Łacińska wydawała mi się zawsze kopalnią historii społecznych, które mało kto opisuje. Po pierwszej, raczej wakacyjnej wizycie w Meksyku, postanowiłem wrócić w tamte strony już w roli dziennikarza.
- Spodziewaliście się, że z tej podróży powstanie książka?
Szymon: Nie. Pojechaliśmy z planem, że będziemy się utrzymywać z pisania reportaży z Ameryki Łacińskiej. Na nieszczęście dla nas, w styczniu 2014 r. wybuchła rewolucja na Ukrainie i cała uwaga mediów w Polsce była skierowana w tamtą stronę. Przez trzy miesiące nie sprzedaliśmy żadnego tekstu. Siedzieliśmy zupełnie załamani na plaży na karaibskiej wyspie Utila w Hondurasie, kończyły się nam oszczędności. Wtedy zdecydowaliśmy, że będziemy pisać społeczne reportaże z Brazylii przed mistrzostwami świata w piłce nożnej. Tym redakcje się zainteresowały. Równocześnie nasz blog stał się bardziej popularny. I przyszedł nam do głowy pomysł na książkę o niezwykłych społecznościach Ameryki Łacińskiej.
- Panuje stereotyp, że Ameryka Łacińska składa się z krajów biednych, zacofanych cywilizacyjnie.
Szymon: To nieprawda. Większość tych państw jest bardzo dobrze rozwinięta. Brazylia, Kolumbia, Chile, Urugwaj przodują pod względem zaawansowania technologicznego. Ekwador ma o wiele lepsze drogi niż Polska. W Urugwaju emerytom rozdaje się tablety, żeby nie byli wykluczeni technologicznie. To nie jest region, który mógłby być traktowany jako trzeci świat, choć w wielu aspektach daleko mu do Europy Zachodniej
- Jednak w naszej świadomości funkcjonuje obraz Ameryka Ameryki Południowej z Indianami podróżującymi na osiołku i biedakami w fawelach.
Szymon: To stereotyp podtrzymywany przez niektórych polskich podróżników-celebrytów. Gdyby taki reportaż pokazać mieszkańcom Ameryki, śmialiby się. To jest naprawdę rozwinięty region, gdzie mieszkają otwarci ludzie.
Maria: O Ameryce Łacińskiej nie można mówić jak o jednym miejscu. Podobnie jak o Europie. To są różne kraje, niezwykle kolorowe. Nie można porównywać wysokich Andów i upalnych Karaibów. Jest Argentyna zamieszkana niemal wyłącznie przez białych potomków Europejczyków i Boliwia, gdzie biała ludność jest w mniejszości. Podobnie Brazylia - północ jest czarna, a południe białe. Ten kontynent jest bardzo zróżnicowany pod względem kulturowym i to jest właśnie fascynujące. A jeśli chodzi o biedę, oczywiście istnieje. Są także duże kontrasty - obok bardzo bogatych dzielnic, znajdują się miejsca zamieszkane przez najuboższych . Jest dużo ludzi, którzy żyją w ubóstwie i nie mają nadziei, że to się zmieni. Dużym problemem jest dostęp do edukacji. To pokazuje, że te kraje są wciąż na drodze rozwoju.
- Zderzyliście się z codziennością zupełnie odmienną od tej, którą znamy. Co Was najbardziej zaskoczyło?
Maria: Skupiliśmy się miejscach, które są nieco na uboczu. Byliśmy np. w wiosce menonitów, Chcieliśmy zobaczyć, jak wygląda życie ludzi, którzy w XXI w. z założenia można nie korzystają z energii elektrycznej, nie używają samochodów i jeżdżą dorożkami. Ale z drugiej strony kulturowo Ameryka Południowa jest nam dosyć bliska, bo to przecież cywilizacja, która powstała na gruncie chrześcijańskim. Podobne są kody kulturowe. Choć są też miejsca takie jak San Juan Chamula w meksykańskim stanie Chiapas, gdzie do teoretycznie katolickiego kościoła Indianie przychodzą modlić się z szamanem i w trakcie obrzędu poświęcają kurę popijając coca-colę - głośne beknięcie odstrasza złe duchy.
- Jeździliście także w miejsca, które nie są bezpieczne, np. do nielegalnych kopalni złota. Nie baliście się?
Maria: Z ręką na sercu, jedyne miejsce, w którym czuliśmy się niepewnie i nie zostaliśmy na noc, to było nielegalne miasteczko i kopalnia złota La Rinconada położone ponad 5 tys. m n.p.m. Oficjalnie kopalnia i miasto nie istnieją. Nie ma więc dróg, kanalizacji, szkoły, szpitala, policji. Mieszka tam 40 tys. osób. Wszyscy chodzą ze złotem w kieszeniach - to jest waluta, którą się posługują. Na porządku dziennym są kradzieże, napady z bronią w ręku. Jako biali nie byliśmy tam mile widziani. Z reguły przyjazd białego człowieka oznacza dziennikarzy albo organizację pozarządową, czyli problemy dla zatrudnionych w kopalni. Nie lubią więc obcych i nie ma się im co dziwić.
Szymon: Podobnie było w nielegalnych kopalniach w dżungli. Gdy tam pojechałem, jakiś człowiek krzyczał i wymachiwał maczetą, żebym nie robił zdjęć. Z kolei w Hondurasie w San Pedro Sula, mieście, które jest uznawane za jedno z najbardziej niebezpiecznych na świecie, poruszaliśmy się z policją, którą złapaliśmy na stopa, a później z księdzem, który swobodnie może się przemieszczać między dzielnicami opanowanymi przez konkurujące gangi. Dzięki temu z jednej strony mogliśmy zobaczyć miasto, a drugiej poznać różne historie. Jak np. o kobiecie, która została zastrzelona, bo wkroczyła na teren innego gangu, a uważano ją za donosicielkę. Ksiądz, który nas woził, odprawiał jej pogrzeb. Po kilku miesiącach okazało się, że ona wcale nie umarła od postrzału, tylko rodzina i lekarze sfingowali jej śmierć, aby ją bezpiecznie ukryć.
- Wracając do nielegalnych kopalni złota. Zrozumiałe jest, że górnicy nie chcą mieć wokół siebie ani aktywistów, ani dziennikarzy. Jednak skala problemu dziecięcej prostytucji i prostytucji w ogóle, a także nieludzkich warunków, w jakich pracują górnicy, jest porażająca.
Szymon: Pracują w głębokiej dżungli, gdzie policja ma utrudniony dostęp. Nawet jeśli robi akcję, o ich przybyciu górnicy i alfonsi wiedzą z wyprzedzeniem. Policja jest skorumpowana, to powszechny problem w Ameryce Łacińskiej.
Maria: Dzieci są często sprzedawane do burdeli przez dalekich krewnych lub porywane. Dorośli, którzy przyjeżdżają do Madre de Dios, nie mają alternatywy. Muszą zarabiać. To głównie biedni Indianie, którzy nie są w stanie utrzymać się z niewielkich poletek położonych wysoko w okolicach Cuzco i Puno. Mężczyźni idą do kopalni, kobiety są wabione jako „kucharki" do obozów, a pośrednicy zabierają im dokumenty teoretycznie do czasu, kiedy oddadzą dług za transport z Andów. Żeby go spłacić, zaszantażowane pracują w burdelu.
- Ludzie chętnie z Wami rozmawiali?
Szymon: - Podam przykład. Robiliśmy reportaż na stepie w Patagonii. Znajomy ostrzegał nas, że to nie będzie tak, że podetkniemy komuś dyktafon pod nos i już. Tam najpierw trzeba napić się mate, spokojnie porozmawiać.
Maria: - I opowiedzieć o sobie, bo mieszkańcy stepu rzadko goszczą u siebie obcokrajowców i są ich bardzo ciekawi. Gościa traktuje się z uwagą, poświęca mu się czas, oferuje poczęstunek. Dopiero wieczorem, po kolacji, mogliśmy przejść do rozmowy na cele reportażu. To nie było szybkie dziennikarstwo. Inaczej było o menonitów. Do ich środowiska bardzo trudno się dostać. Ciężko było się także porozumieć, gdyż posługują się starodawną odmianą języka dolnoniemieckiego, który jest niezrozumiały nawet dla współczesnych Niemców. Na początku nie chcieli z nami rozmawiać. Negocjacje prowadziliśmy za pośrednictwem lokalnych mieszkańców. Dopiero któraś z kolei rodzina się zgodziła.
- Który z bohaterów Waszych reportaży najbardziej zapadł Wam w pamięć?
Szymon: - Bardzo się zaprzyjaźniliśmy z komendantką Mewą z Xaltianguis w Meksyku. Mieszkaliśmy tam dwa miesiące i codziennie rozmawialiśmy po kilka godzin. To fascynująca opowieść. Jej historia mogłaby posłużyć za scenariusz amerykańskiego filmu, bo pokazuje, że jeśli się chce, można w życiu wszystko osiągnąć. Przyjechaliśmy z planem, żeby w tydzień zrobić reportaż o oddziale kobiecym, a zaczęliśmy tam odkrywać kolejne tajemnice miasteczka. To jest materiał na osobną książkę, mocny kryminał.
Chcecie znów pojechać do Ameryki?
- Dopiero wróciliśmy, ale już mam plany na kolejny wyjazd. Marzą nam się chilijska część Patagonii, Wenezuela i powrót do Urugwaju.
Rozmawiała Magdalena Tobik
Mozaikowy portret innej, mniej znanej Ameryki, którą tworzą małe społeczności egzystujące na peryferiach świata i czasu.
Ameryki Łacińska opisywana jest za pomocą trzech oczywistych przymiotników. Niebezpieczny, egzotyczny, biedny rejon świata. A przecież to rzeczywistość złożona i zaskakująca kulturową różnorodnością, wymykająca się stereotypom.
„Z premedytacją zatrzymywaliśmy się w miejscach, które w ogóle nie kojarzą się z Ameryką Łacińską. U boliwijskich menonitów, którzy z wyboru obywają się bez prądu i innych zdobyczy cywilizacji. U Kolumbijczyków, którzy tłoczą się na najgęściej zaludnionej wyspie świata. U ostatniego lodziarza w Ekwadorze, którego ojciec wypowiedział wojnę lodówkom. U nielegalnych górników, którzy szukają nadziei w błotach tropikalnych lasów”.
Autorzy
Szymon Opryszek (ur.1987), reporter, publikuje m.in. „Dużym Formacie” i „Tygodniku Powszechnym”. Mieszkał w Afryce i na Kaukazie, ostatnio eksploruje Amerykę Łacińską. Najbardziej interesują go państwa upadłe.
Maria Hawranek (ur.1987), reporterka i hispanistka, współpracuje m.in. z „Wysokimi Obcasami” i „Dużym Formatem”. Najchętniej pisze o Ameryce Łacińskiej. Absolwentka UJ i Universidad de Sevilla.
Autorzy zostali wspólnie nominowani do Stypendium Newsweeka T.Torańskiej (2015) i nagrody Blog Roku w kategorii Podróże (2014) za projekt Intoamericas.