Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

28.11.2016

Boga można spotkać tylko w ciszy

A gdyby tak zaszyć się gdzieś w ciszy, oczyścić umysł, pobyć chwilę offline? Tysiącletnie mury tynieckiego klasztoru to idealne miejsce na duchowe spa.

O czym rozmawiali ojciec Leon Knabit i podróżnik Marek Kamiński? Przeczytajcie fragment książki „Slow life według ojca Leona"

O. LEON KNABIT: Boga można spotkać tylko w ciszy. To święta prawda.

MAREK KAMIŃSKI: Dokładnie tak. W ciszy, nie w zgiełku. Niedługo po biegunach poczułem, że woła mnie ta jedna, konkretna droga. Poczułem to przyciąganie. Wzywało mnie Santiago de Compostela, które nazywam „Trzecim Biegunem". Jedno z tych miejsc, które są związane - tak to nazwę - z osią bytu naszej planety. Wierzę, że istnieją na tym świecie bieguny duchowe. Jednym z nich jest Santiago. A także bez wątpienia Tyniec.

O. LEON KNABIT: Taki czakram, jak mówią hinduiści, tyle że chrześcijański.

MAREK KAMIŃSKI: Na początku te fizyczne bieguny przyciągały moje zmysły. One są takie oczywiste. Są wyzwaniem, jak Mount Everest. A później pojawiło się Santiago i stało się biegunem duchowym. (...) Te cztery tysiące sto trzydzieści kilometrów, które pokonałem, wiele we mnie zmieniło. Można powiedzieć, że nic się nie działo i zarazem wszystko się działo, całe życie.
Spotykałem różnych ludzi: takich, którzy upadli, i takich, którzy byli poszukujący. Wbrew temu, co się mówi, tam nie ma turystów. (...) Każdy, kogo pytałem, jak się tu znalazł, mówił, że to droga go zawołała. I ze mną było tak samo. Wyjaśnienie tego, że się tam znalazłem, nie było takie racjonalne, na przykład że chciałem odkupić grzechy albo być bliżej Boga. To wszystko oczywiście też, ale głównym powodem było właśnie to wołanie drogi. Pamiętam, że kiedy spałem na otwartej przestrzeni, niebo i gwiazdy, na które patrzyłem, wydawały mi się zupełnie niespotykane. Nawet w Australii nie było takiego widoku nieba. Inna nazwa Santiago de Compostela to Via Lattea, czyli Droga Mleczna, pole gwiazd. To gwiazdy wyznaczają trasę, nawet wtedy, kiedy jest dzień i ich nie widać.
Jestem racjonalistą i rozumiem racjonalne argumenty. Ale ten świat, a co za tym idzie - ten szlak, jest dużo bardziej bogaty, niż ludzki rozum może pojąć. Jakieś miejsce może przyciągać, tak jak Pan Bóg przyciąga. To przychodzi bez słów, bez wskazówek. Po prostu ktoś się rodzi - i to czuje.

O. LEON KNABIT: Podobnie jest z powołaniami kapłańskimi, zakonnymi... To miłość przyciąga.

MAREK KAMIŃSKI: Tak, miłość jest tą energią, która zmienia.

O. LEON KNABIT: (...) Mówi się, że kto szuka siebie, ten siebie znalazł, a kto znalazł, ma dopiero siły do szukania. Bóg jest nieskończony, do końca życia Go nie poznam. Nie będę miał jednak żalu z tego powodu, nie będzie to źródłem mojej frustracji. Tak samo nigdy do końca nie poznasz siebie, nie przestaniesz szukać. Ważne jest, aby być wiernym swojemu powołaniu, aby realizować swoją drogę.

Szczęście to stan ducha!

A gdyby tak zaszyć się gdzieś w ciszy, oczyścić umysł, pobyć chwilę offline? Tysiącletnie mury tynieckiego klasztoru to idealne miejsce na duchowe spa. Blisko natury, z dala od medialnego zgiełku, można wypić kawę z najbardziej wyluzowanym polskim mnichem. I porozmawiać o tym, co się naprawdę liczy.

Cezik zdradza, co myśli o internetowym hejcie i co chciałby wpoić swojemu synowi… Leonowi.
Aśka Kołaczkowska opowiada o różnych stronach kobiecości i o tym, jak ważny jest uścisk ręki.
Marcin Prokop ujawnia swoją receptę na to, jak w życiu nie przegiąć…
Z ojcem Leonem łączy ich jedno: w tym szalonym świecie nie dali się zwariować.

Ojciec Leon Knabit odkrył slow life, zanim to było modne. Nikomu nie śniła się jeszcze fascynacja minimalizmem, treningami uważności czy zdrowym żywieniem, gdy on skutecznie praktykował już post, modlitwę i ascezę. Życie mnicha nie przeszkadza mu swobodnie odnajdywać się w świecie mediów: poprowadzić telewizyjny talk-show, wygrać konkurs na blog roku, a nawet zostać twarzą kampanii reklamowej.