Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

28.11.2016

Kino z książki

Kino zawsze czerpało z literatury. Chodzi nie tylko o klasykę, ale również o literaturę faktu, biografie wyjątkowych postaci, które z książek trafiają wprost do kina. Przyjrzyjmy się kilku takim bohaterom.

 

Louis Zamperini, czyli niezłomny

Sześć lat temu, w 2010 roku, młoda pisarka i dziennikarka Laura Hillenbrand opublikowała „Niezłomnego". Książka natychmiast stała się bestsellerem. Louis Zamperini był bowiem bohaterem, na którego czekała cała Ameryka, a następnie (prawie cały) świat. Zmarły przed dwoma laty amerykański biegacz, olimpijczyk, kapitan United States Air Force, jeniec wojenny, a w końcu aktywista ewangelizacyjny, miał biografię o której spokojnie można by powiedzieć: gotowy film. I taki film rzeczywiście powstał.

Scenariusz na podstawie książki Hillenbrand napisali legendarni bracia reżyserzy, Ethan i Joel Coenowie, twórcy „Bartona Finka" czy „To nie jest kraj dla starych ludzi", a zrealizowała piękna aktorka i ambitna reżyserka Angelina Jolie. Premiera odbyła się pod koniec grudnia 2014 roku, raptem pięć miesięcy po śmierci bohatera.

„Niezłomny"" Laury Hillenbrand, którą magazyn „Time" obwołał „książką roku", to naprawdę kawał dobrej literatury. Pisarka w doskonałym rytmie dramaturgicznym, z wyczuciem i z talentem, opisuje kolejne etapy kariery wybitnego biegacza, który w 1936 wykazał się wielką odwagą zrywając faszystowską flagę z Kancelarii Rzeszy. Druga wojna światowa przerwała błyskotliwą karierę sportowca, ale i umożliwiła Zamperiniemu zdobycie tytułu bohatera Ameryki. Przetrwał katastrofę samolotu, spędził prawie pięćdziesiąt dni na tratwie na Pacyfiku, a następnie dwa lata w japońskich obozach jenieckich, gdzie w końcu trafił w ręce wyjątkowo sadystycznego oprawcy. Film Jolie jest o wiele bardziej konwencjonalny od chropowatej, napisanej szorstkim, chciałoby się napisać „żołnierskim", językiem biografii Hillendbrand, sentymentalny i formalnie zachowawczy. Niemniej to właśnie film przywrócił na nowo postać Zamperiniego i dał książce drugie życie.

Chris Kyle, czyli snajper

Uchodził za najgroźniejszego snajpera Navy Seals. „Diabeł" - tak tytułowali go wrogowie amerykańskich sił zbrojnych. Dla większości Amerykanów jest legendą. Nie wystarczy odwaga, treningi, brawura. To za mało. Z temperamentem snajpera trzeba się urodzić. Chris Kyle pojawił się w Navy Seals jako niewinny chłopiec z Teksasu, ale szybko piął się po szczeblach snajperskiej hierarchii. Był najskuteczniejszym snajperem w historii sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych. W bestsellerowej autobiografii, napisanej wspólnie z Jimem DeFelice i Scottem McEwenem, Kyle odważnie, bezkompromisowo opowiada o misji w Iraku, polskich czytelników ujmuje zaś opisami działań z Polakami z GROM-u. „Moja historia (...) jest historią o czymś więcej niż tylko o zabijaniu czy nawet o walce za kraj. Jest historią o byciu mężczyzną. I historią o miłości, jak i o nienawiści" - pisał w prologu swojej biografii.

Kiedy na książkę Kyle'a trafił Clint Eastwood, od razu pomyślał o adaptacji. Po premierze „Snajpera" okazało się, że zrealizował najbardziej komercyjny film w karierze. „Snajper" otrzymał również aż sześć nominacji do Oscara.

Clint Eastwood wykorzystał obecny w książce etos amerykańskiego żołnierza. Chris Kyle (w tej roli Bradley Cooper) stał się dla reżysera idealnym wyrazicielem określonej postawy: bohaterem mimo woli, którego historia niejako mimochodem wpisuje się w krąg wielkich patriotycznych amerykańskich mitów. Kyle, sympatyczny kowboj z Teksasu, idzie na wojnę, ponieważ chce walczyć o ideały, jest patriotą.

Sukces filmu Eastwooda opiera się jednak na wyważeniu odpowiednich proporcji. Zamiast patetycznych klisz, sędziwy reżyser nie kryje postawy pełnej rozgoryczenia. Przykład Chrisa Kyle'a jest dla twórcy „Snajpera" prototypem idealistycznych zachowań zderzonych z brutalną polityką, konfliktem interesów, albo najzupełniej przypadkową ironią losu.

Chesley Sullenberger czyli Sully

Filmy o katastrofach samolotowych z reguły nie mają happy endu. Nie mogą mieć. W tak zwanym realu uratowanie samolotu wobec sił natury, błędu pilota, albo akcji terrorystycznej, należy do rzadkości. Czasami jednak cud się zdarza. W styczniu 2009 roku wielki Airbus ze 155 pasażerami na pokładzie wkrótce po starcie z lotniska w Nowym Jorku stracił moc w obu silnikach, ponieważ w wirnik maszyny nieoczekiwanie wpadł klucz gęsi. Samolot mógł runąć wprost na metropolię. Na szczęście pilotem był wówczas kapitan Chesley Sullenberger, który podjął natychmiastową, zbawienną w skutkach decyzję o lądowaniu awaryjnym na rzece Hudson. Manewr Sullego został nazwany „cudem na rzece Hudson". Słusznie, pamiętajmy, że wypadek miał miejsce w środku miasta, w ciągu dnia, był doskonale widziany przez zaniepokojonych mieszkańców Nowego Jorku i rejestrowany przez kamery. Bez doświadczenia i intuicji Sully'ego mógł się zakończyć nie tylko tragiczną śmiercią pasażerów, ale i setek mieszkańców Nowego Jorku. „Cud na Hudson" rzeczywiście byłem cudem.

Poświęcony Sullenbergowi film w reżyserii Clinta Eastwooda ze znakomitą rolą Toma Hanksa wchodzi właśnie do kin, a w księgarniach pojawiła się książka samego Sullenbergera oraz Jeffrey'a Zaslowa, stanowiąca podstawę scenariusza. Książka (oraz film) to dająca pokrzepienie opowieść o wielkim bohaterze i odważnym człowieku, który nie ma w sobie nic ze Supermana. Tom Hanks idealnie pasuje do roli everymana, cichego giganta, którego Amerykanie nazwali potem „Capitan Cool". Nie byłoby jednak tak dobrego filmu bez udanej książki. W ten sposób kolejny raz kino skorzystało z literatury, żeby odkryć postać "większą niż życie".

- Lubię robić ekranizacje literatury faktu - powiedział Eastwood pracując nad "Snajperem". - W prawdziwych postaciach jest więcej życia niż w wymyślonych. Sully, Zamperini czy Kyle zdają się potwierdzać tę tezę. Kino z książki to często dobre kino.


Łukasz Maciejewski

Książki