Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

18.06.2021

Henryk Woźniakowski: Bilans dodatni

Przedstawiamy mowę, którą na Letnim przesileniu w ogrodach Znaku wygłosił prezes Henryk Woźniakowski.

Szanowni Państwo, Drodzy Przyjaciele,

to wielki przywilej móc u końca swojej zawodowej drogi cieszyć wieloma rzeczami i spoglądać z optymizmem w przyszłość. Cieszę się przede wszystkim życzliwą obecnością Państwa - współpracowników, autorów i przyjaciół. Wasza obecność tutaj - a przecież stanowią Państwo reprezentację szerszego grona osób, które z rozmaitych przyczyn nam towarzyszyć nie mogą - jest świadectwem tego, że dzieło, które z udziałem wielu spośród Was powstawało, nie jest Wam obojętne. I że dotyczy to zarówno owoców, jakie wydaliśmy - przede wszystkim w postaci książek - jak i samej instytucji Znaku, wydawnictwa ze wszystkimi jego odgałęzieniami, która jest dla wielu z Was środowiskiem pracy, gdzie spędzacie znaczną część swego życia. Zapewne każdy z tu obecnych potrafiłby wskazać jedną - dwie czy więcej książek wydanych przez Znak, które jakoś na niego wpłynęły, ukształtowały, wyedukowały albo pomogły w trudnym momencie życia. Sadzę też, że te dziesiątki osób, które przewinęły się przez Znak w minionych dekadach jako pracownicy różnych działów, nabyły tu rozmaitych umiejętności i doświadczeń, które służą im na dalszej drodze, a zarazem pozostawiły w Znaku jakąś cząstkę własnej mądrości, która składa się na naszą mądrość zbiorową. Nawiasem mówiąc, często z żalem rozstajemy się z osobami, które wniosły do Znaku jakąś istotną wartość. Zwłaszcza my, należący do starszego pokolenia, którzy wciąż mamy w pamięci tę niewielką, bardzo zwartą, darzącą się niemal nieograniczonym zaufaniem i ogromnie stabilną ekipę, z jaką mieliśmy do czynienia w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Ale dziś mamy takie czasy, że młodzi ludzie, zanim osiądą gdzieś na dobre, zbierają doświadczenia z różnych miejsc pracy i pozostawiają w nich własne - i zapewne tak musi być, to sprzyja zarówno rozwojowi osób jak i instytucji i całej gospodarce narodowej czy kulturze - jeśli mamy do czynienia z instytucjami kultury. Co nie znaczy, że twardy i mocny rdzeń kadry, która utożsamia się z firmą, rozumie jej wartości i trwa na posterunku nie jest potrzebny. Oczywiście jest niezwykle cenny i absolutnie niezbędny.

Wracając wszelako do podsumowań - mam nieodparte wrażenie, że bilans tych trzydziestu lat, kiedy mogłem być prezesem Znaku, a czterdziestu pięciu pracy pod logo Znaku, jest wyraźnie dodatni - niezależnie od tego, czy ujmować go w kategoriach wartości trudniej wymiernych, transcendentaliów takich jak prawda, dobro i piękno, czy w całkowicie wymiernych kategoriach kolejnych naszych bilansów i rachunków wyników. Oczywiście nie ustrzegliśmy się błędów, niekiedy bolesnych, czy konfliktów - one należą do natury tego niedoskonałego świata. Zdaje mi się jednak, że w większości przypadków udawało się nam z błędów wyciągać naukę a z kryzysów wychodzić obronną ręką.

W każdym razie stojąc teraz u kresu najważniejszego i najdłuższego etapu mojej zawodowej drogi muszę Państwu wyznać, że prawie niczego nie żałuję. Nade wszystko nie żałuję tego, ze pozostałem w Znaku, choć różni kusiciele roztaczali interesujące perspektywy. Między innym profesor Bronisław Geremek, który tłumaczył mi z górą dwadzieścia lat temu: „Panie Henryku, Znak się tak pięknie rozwinął, już niczego więcej tam Pan nie osiągnie! Najwyżej będzie gorzej, bo konkurencja zacznie was podgryzać. Teraz jest pora, żeby przejść do dyplomacji!" A jednak cieszę się, że nie uległem ani tym ani innym namowom, a Znak się jeszcze znacznie rozwinął zarówno ilościowo i, mam nadzieję, jakościowo. Liczę, że nasi następcy - mówię tu w imieniu swoim i Jurka - za wiele lat będą odchodzili w równie dobrym nastroju, mogąc zacytować a w przynajmniej sparafrazować słowa św. Pawła, który podsumował swoje życie pisząc do Tymoteusza: „Bojowałem dobry bój, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem".

Mam też nadzieję, że nasi następcy należąc do trwałego rdzenia kadry Znaku, będą umieli połączyć dwie sprawy, które zdają mi się fundamentalne, to znaczy ciągłość i zmianę. Zmiany są nieuchronne, zwłaszcza technologiczne - dziedzina komunikacji i transmisji treści zmienia się przecież technologicznie w oszałamiającym tempie. Z drugiej strony - książka papierowa, wbrew rozmaitym kasandrom, pozostaje ważnym nośnikiem tych treści i nie wydaje się, żeby miała być wyparta przez nośniki wyłącznie cyfrowe. Jednak pytania, jakie jest miejsce książki w systemie komunikacyjnym i jaka jest funkcja wydawcy jako swoistego interfejsu pomiędzy autorem a czytelnikiem wciąż muszą być na nowo analizowane. Jakiekolwiek będą wyniki tych analiz, jestem przekonany, że zarówno książka jest elementem trwałym tego systemu jak i wydawca. Trwałym - ale ewoluującym, zmieniającym się wobec nowych wymagań, oczekiwań i możliwości technologicznych.

Ale drugi aspekt tej dialektyki ciągłości i zmiany jest jeszcze ważniejszy. Myślę tu o aspekcie ideowym i o trosce o te wartości, które należą do Znakowego kodu genetycznego. Do tego kodu weszła za sprawą Miłosza, Szymborskiej, Myśliwskiego, zagranicznych noblistów i wielu innych literatura z najwyższej półki. W dużej mierze dbał o nią Jurek, choć wiele innych osób ma w tej dziedzinie zasługi, i mam nadzieję, że po jego odejściu z decyzyjnych funkcji najlepsza literatura nadal pozostanie obecna w Znakowym głównym nurcie. Ale to jest sprawa mało kontrowersyjna. Trudniejsze są inne składniki Znakowego DNA, zwłaszcza te, do których należy szeroko rozumiana tematyka religijna i - znów najogólniej mówiąc - sprawy polskie. Zawsze leżała nam na sercu kwestia udziału chrześcijaństwa w kulturze współczesnej, jego otwarcia na tę kulturę, dialogu z nią, mądrej krytyki kultury. Ksiądz Józef Tischner ze strony by tak rzec kościelnej i Leszek Kołakowski ze strony laickiej są symbolicznymi filarami tej dziedziny. Niestety obaj nie żyją, chociaż Wojtek Bonowicz nie ustaje w wynajdywaniu niepublikowanych tekstów i nas nimi zasila. Wielu spośród nas i naszych przyjaciół odwróciło się nie tylko od Kościoła ale też od religii w wyniku ujawnionych w ostatnich latach przestępstw, zaniedbań, nadużyć i politycznych zaangażowani ludzi Kościoła. Ja jednak jestem najgłębiej przekonany, że chrześcijaństwo niesie prawdy, które są wieczne i powszechne, że przetrwa, a od tego, w jakiej postaci przetrwa, zależą w dużej mierze losy Polski, Europy i świata. Dlatego powinniśmy być tym kamykiem na drodze lawiny, który w jakimś stopniu zmienia jej bieg - w lepszym kierunku.

Podobnie gdy idzie o sprawy polskie. Niektórym spośród nas słowo „Polska" z trudem przechodzi przez gardło, tak bardzo zostało nadużyte i często zszargane przez propagandę i polityków roszczących sobie monopol na patriotyzm i na opowieść o historii. Mam jednak nadzieję, że Znak będzie nadal eksponował to, co w polskości najlepsze, tę polskość otwartą, jagiellońską czy też właściwą Polakom - Europejczykom. Ostatnio biografie są mocną stroną znakowskiego programu wydawniczego - jest wiele niezwykłych a mało znanych postaci, które przyczyniały się do tego najlepszego kształtu polskości. Nie możemy pozwolić na to, by nam odbierano te stare wartości ani oddawać ich dlatego, ze inni je nadużywają.

Oczywiście są też inne tematy ideowe, które Znak w ramach swojej trwałej ale odnawianej misji winien podejmować i nie wątpię, ze będzie to robił. Klimat i ekologia, praworządność, kwestie równościowe związane z kobietami i wszelakimi mniejszościami, inaczej mówiąc - rozmaite kwestie związane godnością człowieka i jego prawami. To wszystko zasługuje na naszą uwagę i mądry udział. Jestem przekonany, ze zespół Znaku i jego autorzy, osoby prawdziwie twórcze, znajdą sposób i język, aby te „prawdy wieczne" wyrazić w sposób atrakcyjny, przekonujący i pociągający dla nowych pokoleń. Zdarzało nam się wydawać książki, które przyczyniały się w jakiejś mierze do zmiany świata na lepsze. Oby tak było również w przyszłości.

Na koniec - dziękuję wszystkim Państwu, wspólnie z którymi przyszło mi bojować ten dobry bój, dziękuję zwłaszcza uczestnikom kolejnych zarządów - Danusi Skórowej, Basi Poźniakowej, Marysi Makuch, Basi Kęsek, powinienem też wspomnieć w tym miejscu Jarka Gowina, choć czynię to nie bez trudności. Dziękuje obecnym członkom zarządu - Dominice Kozłowskiej, Sylwii Wcisło, Tomkowi Gancarzowi. I oczywiście Jurkowi, który jako redaktor naczelny odcisnął na Znaku swoją pieczęć. Dziękuję tym wszystkim, którzy poświęcają bezinteresownie swój czas, żeby nas wspierać i zapewniać nam niezależność: członkom Rady Nadzorczej kierowanej przez Wojtka Zielińskiego, czy członkom Rady Fundacji Hanny Malewskiej pod kierownictwem Władka Stróżewskiego i zarządowi tejże Fundacji pod wodzą Tadeusza Syryjczyka. Muszę też wspomnieć starsze pokolenie, po którym odziedziczyliśmy ten zasób, jakim jest Znak i wobec którego jesteśmy zobowiązani: Jerzego Turowicza, Hannę Malewską, Antoniego Gołubiewa, ks. Andrzeja Bardeckiego, Krzysztofa Kozłowskiego, Józefę Hennelową, Stanisława Stommę, Jacka Woźniakowskiego - i wielu innych. A tymczasem, proszę Państwa, nie znikniemy tak całkiem ze Znaku, wycofujemy się na z góry upatrzone pozycje, z których będziemy mogli Państwa wspierać, jeśli to będzie potrzebne, oceniać a także wciąż w jakiejś mierze przykładać rękę do znakowskiej misji.

Henryk Woźniakowski

 

W dążeniu do wolności jest coś świętego. Ale kiedy znajdziemy się już w ustroju wolności, wkraczamy w obszar polityki, całkowicie świecki.
Pogodny, choć zmęczony Tadeusz Mazowiecki, a tuż za nim Henryk Woźniakowski. To zdjęcie wykonane podczas pamiętnej kampanii prezydenckiej z 1990 roku nadal wisi nad biurkiem autora. Gdyby wówczas wygrali, być może Polska wyglądałaby dziś inaczej. Po tym doświadczeniu Woźniakowski wraca do Krakowa i – nie rezygnując z zaangażowania społecznego – na trwałe wiąże się z działalnością wydawniczą. Okazuje się, że jest mu to zdecydowanie bliższe niż agresywny niekiedy świat polityki.

W rozmowie z Dominiką Kozłowską Henryk Woźniakowski, prezes jednego z największych polskich wydawnictw, opowiada o zawodzie wydawcy i swoim spojrzeniu na sprawy publiczne. Wspomina bliskich, którzy nauczyli go przywiązania do wolności, pokazuje, skąd biorą się współczesne polskie podziały, a jednocześnie nie stroni od anegdot. Znaleźć tu można ciekawe relacje ze spotkań z Jerzym Giedroyciem, Józefem Czapskim, Michelem Foucault czy Henrym Kissingerem.