Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

02.08.2017

Każdy, kto poznaje ten sekret, ginie. Odważysz się?

Pod koniec lipca ukaże się "Skaza", elektryzujący thriller, który nie da wam zasnąć przez kilka kolejnych nocy... Już dziś możecie przeczytać fragment.

_____________________

Ciało leżało w największym z trzech pokoi mieszkania na siódmym piętrze. Przez drzwi balkonowe widać było ulicę Międzynarodową, łączącą się trzysta metrów dalej z Trasą Łazienkowską, czteropiętrowe bloki i sieciową cukiernię, w której sprzedawano pyszną pavlovą. A także spory market spożywczy, parking strzeżony i niski budynek, kryjący chyba administrację osiedla. Podkomisarz Bartosz Konecki wiedział, że gdyby zrobił krok nad denatką i podszedł do szyby, miałby szansę ujrzeć ciągnące się po lewej stronie ogródki działkowe. Nie ruszył się jednak z miejsca. Bo raz, że teraz, w połowie marca, nie było na co patrzeć, a dwa, że wszystkie okna oglądał technik w poszukiwaniu „paluchów". Konecki z najwyższym trudem oderwał więc wzrok od okna i zmusił się do spojrzenia na ciało. Kobieta przed trzydziestką, dość pulchna i zupełnie naga. Całkiem długie kasztanowe włosy rozrzucone na tandetnym, wydeptanym dywanie przykrywającym jeszcze bardziej tandetną podłogę z płytek.
Kto jeszcze ma dziś w domu takie płytki? - pomyślał oskarżycielsko. - Jeśli kogoś nie stać na drewniany parkiet, kładzie przynajmniej panele.
Szybko zorientował się jednak, że znowu próbuje uciec od widoku denatki, więc powrócił do lustrowania jej obnażonego ciała. Śmierć dopadła ją w pozycji klęczącej. Teraz leżała na plecach, wsparta o własne pięty, z nogami zgiętymi w kolanach. Duże, naprawdę konkretne piersi, ręce skrępowane z tyłu taśmą izolacyjną, kasztanowa kępka między udami. Marmurowo biała skóra, z którą kontrastowały ciemnoczerwone rany po cięciach i drobne, występujące parami siniaczki. A także szare sploty taśmy izolacyjnej, którą zaklejono jej usta. Zastygłe, wlepione w sufit oczy, zasnute białawą mgiełką. Nie, szlag by to trafił - pomyślał Konecki. - Za dużo tego. Odwrócił się i wyszedł z pokoju. Niestety, w korytarzyku też było sporo ludzi. Wychodził fotograf, wchodził patolog, kręcił się aspirant z prewencji, który pierwszy znalazł trupa. Podkomisarz poszedł więc prosto do kuchni, którą chłopcy z laboratorium kryminalistycznego zdążyli już obejrzeć, i zapatrzył się na Pałac Kultury, widoczny po drugiej stronie zasłoniętej niskimi blokami Wisły. Nawet tu dogonił go słodkawo-mdlący zapach śmierci. Bartek oddychał płytko, starając się powstrzymać nudności. Cholera, jeszcze brakuje, żebym się tu zrzygał - pomyślał ze złością. Po minucie czy dwóch poczuł się na tyle lepiej, żeby wrócić do pokoju. Szczęśliwie masywne cielsko jego partnera, komisarza Zdzisława Zaprawy, przesłaniało makabryczny widok. Konecki przesunął wzrokiem po wyposażeniu pokoju. Z lewej meblościanka z czasów Peerelu, z ustawionymi w idealnym porządku bibelotami, muszelkami i figurkami. Obok parę książek, stojących od największej do najmniejszej, i zdjęcie dziewczyny w drewnianej ramce. Ładna buzia, wesołe miodowe oczy, urocze dołeczki w policzkach. Obejmowała ją para starszych ludzi. Pewnie rodzice. Trzeba będzie ich zawiadomić... Dalej, już przy samym balkonie, telewizor lampowy. W oknach zasłony i firanki. Po prawej wąskie półki z książkami, rozkładana sofa z Ikei, stolik, lampka nocna.
- Jak tam, komisarzu Konecki? Lepiej troszeczkę? - Z ust pochylonego nad zwłokami patologa padły ociekające ironią słowa. - Już nie mdli?
- Odpieprz się od chłopaka - zamruczał basem Zaprawa, a potem zwrócił się do swojego partnera:
- Idź, Bartek, pogadać z tym aspirantem. Po co chłopak ma wyrabiać nadgodziny w przedpokoju?
Konecki z ulgą wrócił na korytarz. Za sobą usłyszał jeszcze ściszony głos patologa:
- Co tak się z nim pieścisz? Ile lat koleś robi w policji? Dziewięć? Dziesięć? Chyba miał dość czasu, żeby przestać się bać trupów?

 

Każdy, kto poznaje ten sekret, ginie. Odważysz się?
Historia, która nie da Ci zasnąć przez kilka kolejnych nocy...

Zagłębienie tuż pod potylicą. Najsłabiej osłonięty mięśniami punkt kręgosłupa szyjnego.
Nawet lekkie uderzenie ostrym przedmiotem w to miejsce przerywa rdzeń kręgowy
i powoduje śmierć.
Tak zginęła młoda kobieta.
Tak zabić mógł tylko fachowiec.


Komu zależało na śmierci doktorantki Zakładu Fizyki Jądrowej?
I czy to możliwe, że morderstwo ma coś wspólnego
z tajemniczym odkryciem przedwojennego polskiego naukowca?
++++

Zbigniew Zborowski – lubi życie na krawędzi: na granicy pakistańsko-afgańskiej kupił pistolet, który przemycił przez Chiny i Rosję, z Maroka wracał pod pokładem statku przewożącego chemikalia. Był wolontariuszem wydziału genetyki Uniwersytetu w Guadalajarze. Nie żałuje w życiu ani jednej sekundy.